Tak się w końcu zebrałam w sobie żeby powrzucać "zaległości", trochę tego się nazbierało, ale albo czasu nie ma, albo się nie chce, albo zdjęcia są tak nieudane, że szkoda zachodu... No i tym razem też tak właśnie było; jestem bardzo niezadowolona z jakości zdjęć. Jakiś chochlik podkusił mnie by je zrobić wieczorem przy sztucznym świetle. Ale teraz już za późno; jest co jest, można sobie powybrzydzać ale na wiele się to też nie zda ;)
Tak więc zrobiłam ten album, który zrobić miałam już lata temu; najpierw dla jednej córki, potem dla drugiej i żadna się nie doczekała... Szewc bez butów chodzi, mówią. Ale się wezmę! Obiecuję publicznie ;) Zrobię im wspólny album z najważniejszych chwil do tej pory. Bylebym się zmieściła przed osiemnastką (ostatniego potomka :P).
A ten albumik jest dla innej małej dziewczynki; miało być równo, prosto, trochę różowo ale nie całkiem ;)
Baza albumu jest z birmaty, tak samo jak etykiety na stronkach. Nie bardzo podobało mi się zostawić je takie surowe i szare więc pokryłam je pudrem do embossingu w białym i ciemnoróżowym kolorze, który potem roztopiłam. Tak wygląda to o wiele lepiej. Do wykonania takiego albumu użyłam 2 zestawów papieru z Capsule Collection i pojedynczych arkuszy papieru, które sobie dopasowałam do tych pierwszych. Poszło tego baaardzo dużo, ale papiery są piękne i już zamówiłam je sobie ponownie :D
A, bardzo lubię maszynowe przeszycia na papierze więc tu mogłam choć trochę "poszaleć".
Tylko trochę bo więcej przeszyć równa się grubszy album - a on więcej by nie zniósł ;) I tak miałam ogromny problem bo okazało się, że nie ma takich grzbietów, które spięłyby tego grubasa. Musiałam wymyślić coś innego. A nawet i największe koła ledwo dały radę; jeszcze kilka milimetrów i musiałabym go wiązać sznurkiem ;)
Pomiędzy zdjęciami albumu umieściłam też te, gdzie karty są jeszcze puste, żeby pokazać jak "działa" album pod względem technicznym :D