No nie taka mała, jak na razie pięćdziesiąt sztuk opuściło jednostkę a będzie ich więcej ;)
Projektując to zaproszenie cały czas starałam się pamiętać, że będzie ich dużo i że każde jedno wymaga takiej samej pieczołowitości więc nie powinno być zbyt czasochłonne, zawierać zbyt wielu warstw i elementów. Tak, starałam się o tym pamiętać...Temat przewodni bardzo mi się podobał; to było moje kolejne marynistyczne wyzwanie. Tak mnie poniosło, że zapomniałam o swoich założeniach a w zasadzie nie tyle zapomniałam co przy jednej kartce wydało mi się to do zrobienia. Nigdy nie byłam dobra w liczeniu; dwa koła ratunkowe na jednej kartce to przecież tylko dwa... Na pięćdziesięciu sto; każde wycinane osobno... No i dwa wózki, dwa owale, dwa serca i uff tylko jedna kotwiczka :D
Chciałam uwiecznić ogrom tej pracy ale niestety jakoś połowa umknęła w tzw. międzyczasie i zapominałam rejestrować ją na fotografiach. To, co się udało przedstawiam poniżej; mały fotoreportaż, krótka instrukcja "jak wykonać zaproszenie".
A oto ono:
Na początku jest biała kartka papieru, potem tekst, potem drukarka idzie w ruch. Kiedy już wszystkie są wydrukowane trzeba je zbigować, czyli dłutkiem wytłoczyć linie zagięcia zaproszenia na 3 części. Tego etapu robienia kartek nie lubię najbardziej; mój nadgarstek też nie.
Po białych kartkach przychodzi czas na czerwone, rach, ciach, ciach - nożem! Na szczęście tu nie było żadnego bigowania ;)
Na czerwone tło przyjdzie białe (nie dostało swego zdjęcia), a na białe piękne, marynarskie paski z Magicznej Kartki, o takie jak tu, niżej...
Kiedy już mamy powycinane te kilka warstw na każde zaproszenie, czas przygotować papier z którego trzeba będzie wyciąć wzory; 50 białych wózeczków, 50 granatowych, 100 podwójnych okręgów (to będą nasze koła ratunkowe), 50 białych owali z napisem "zaproszenie", 50 większych granatowych, 50 serc ciemnych i 50 białych no i jeszcze do kompletu 50 kotwic z papieru w ...kotwice, oczywiście także z Magicznej Kartki ;)
I czas na klejenie! A nie...jeszcze nie - najpierw trzeba dziurkaczem (mój rewolwer) przedziurkować po 4 otworki na każdej białej bazie - a tak, dla charakteru ;)
A teraz już naprawdę klejenie, byle się nie pomylić ;)
Gotowe scalone tła mocujemy taśmą na pozaginanych już elegancko bazach zaproszenia .
.
Teraz czas na wykrajanie wzorów. Korbka już skrzypi ;) Czary mary i oto są! Wykrojone, wytłoczone, szeleszczące w swej biało-granatowej gromadce ;)
Teraz koła...na każdym trzeba zrobić 6 dziurek. Nie, że trzeba bo tak mi każą, nie...Trzeba bo tak sobie wymyśliłam...Jestem pewna, że mój nadgarstek nie żyje w zgodzie z moim umysłem. Już nie ;)
Po ciężkiej pracy fizycznej czas na zabawę - przewlekamy sznureczki przez nasze 6 dziurek w każdym kole :D
Koła mają już swoje linki, brakuje im teraz tylko nieco trójwymiarowości. Sprawę załatwią kosteczki dystansujące i.... pracownik zatrudniony na akord ;)
I właśnie tak (pokrótce) powstała poniższa sytuacja :)
Gratulacje, że dobrnąłeś do końca! ;)
PS Na końcu końców było jeszcze ozdabianie wózeczków perełkami w płynie - i tak sobie schły całą noc bym rano mogła je powitać w stanie jak wyżej ;)
Mamma mia! Ile to pracy! Nie miałabym tyle cierpliwości co Ty. Podziwiam. Piękne. <3
OdpowiedzUsuńSuper reportaż!!!! Jedyne co tutaj mogę to krzyczymy DZIEKUJEMY!!!!
OdpowiedzUsuńJestem zauroczona tym co stworzyłaś - słów brak - pozostaje tylko zachwyt :) Pozdrawiam Serdecznie :)
OdpowiedzUsuńAj no dziękuję :D i także pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńImponujące!
OdpowiedzUsuńdobrze ,że miałas pomocnika . Super zaproszenia
OdpowiedzUsuńPiękne zaproszenia
OdpowiedzUsuń